Po drugiej stronie barykady

Dodany przez: Yanek - 2013-03-09 23:23:25 - 15236 unikalnych wyświetleń;

Na wstępie pragnę wyjaśnić, iż tak – jestem właścicielem największego polskiego sklepu internetowego związanego z tematyką m&a oraz trzeciego co do wielkości wydawnictwa mangowego. Jestem najbardziej nieobiektywną osobą, jaką można było by sobie wyobrazić do napisania tego tekstu. Jednocześnie jestem fanem mangi od ponad 18 lat, a w 2001 r. rozpocząłem przygodę z handlem na konwentach i wiem na ten temat więcej niż ktokolwiek z konwentowych sprzedawców. Tekst piszę ze swojej perspektywy, ale z doświadczenia wiem, że podpiszą się pod nim praktycznie wszyscy, którzy stoją po „handlowej” stronie barykady.

Na polski mangowy rynek AD 2013 składa się sześć wydawnictw mangowych, siedem sklepów stacjonarnych, pewna ilość sklepów internetowych oraz kilkanaście nieoficjalnych podmiotów zajmujących się handlem na allegro i/lub na konwentach – głównie pasjonaci i twórcy (rysowniczki). Około 50% reprezentantów tych grup pojawia się na polskich konwentach mangi i anime. Czasem prawie wszyscy hurtem, czasem ledwie kilka stoisk.

W powszechnej świadomości istnieje przekonanie, iż biznes mangowy to super lukratywne przedsięwzięcie, a uczestnicy mangowego rynku to krezusy. Niestety prawda jest dramatycznie inna. Wyjazd na konwent dla sprzedawcy wiąże się z olbrzymim kosztem, na który składa się: koszt stoiska, przejazd, nocleg, wyżywienie, opłacenie pracowników, dostarczenie towaru, dwadzieścia godzin stania na stoisku, brak odpoczynku w weekend itd. Z drugiej strony obrót poddany jest opodatkowaniu podatkami: VAT i dochodowym – co odbiera maksymalnie ok. 30% konwentowego obrotu. Oczywiście, każdy pewnie zaraz powie: „jak się chce zarabiać, to trzeba pracować i ponosić koszty”. I ja absolutnie się z tym zgadzam! Problem leży gdzie indziej. Na Zachodzie konwenty pełne są wystawców, olbrzymie stoiska przyciągają setki klientów, a koszty wystawienia się nie są mniejsze od tych polskich. Gdzie więc jest różnica? Powszechnie wiadomo przecież, że Polacy są bardziej obrotni od Niemców czy Francuzów – czemu więc nam idzie tak marnie?

Przyczyna jest bardzo prosta. Organizatorzy imprez w Polsce traktują sprzedawców konwentowych jak zło koniczne. „Upierdliwi, zawracający głowę, wymagający i jeszcze zarabiają kokosy”. Mało który organizator rozumie, iż to właśnie wystawcy są jedną z atrakcji konwentowych i magnesem przyciągających dodatkowych gości na ich imprezę. Prawie każdy wystawca ma pewną grupę wiernych klientów, dla których informacja o tym, iż pojawimy się na konwencie XYZ jest już wystarczającym powodem, aby także taką imprezę odwiedzić. Organizatorzy nie zauważają faktu, iż handlowiec ma duże możliwości i dużą chęć promowania siebie – co można sprytnie wykorzystać dla promocji imprezy. Zarówno duże firmy, które mogą np. wykonać wachlarze na konwent w dusznej sali czy dostarczyć smycze z swoim logo oszczędzając konwentowi wydatków, jak i małe działalności własne rysowniczek mogące choćby przygotować grafikę z maskotką konwentu mogą być zarówno olbrzymim odciążeniem dla organizatorów, jak i dobrym partnerem przy organizacji imprezy. Lepiej jednak olać partnerów i traktować ich jak utrapienie.

Na co to wszystko się przekłada? Na ultra-drogie ceny ławek (niewspółmierne z jakością imprezy), idiotyczne obostrzenia i koszty usług dodatkowych. Wpychanie stoisk w absurdalne miejsca, przez które pies z kulawą nogą nie przejdzie. Organizacja marnych imprez, tylko aby odbębnić kolejne 180h atrakcji i cosplay, bo w końcu „ludzie i tak przyjdą”. Brak empatii i chęci elementarnej współpracy z największymi profesjonalnymi stoiskami (mówię w tym wypadku o wszystkich stoiskach o wielkości powyżej sześciu ławek). Oszukiwanie na ilości konwentowiczów na imprezie – wmawianie, że jest 800, gdy zaś rzeczywiście na terenie imprezy jest ich raptem 400. Braku podstawowych dwustronnych umów, w których zabezpieczono by zarówno racje organizatora, jak i wystawcy. Oczywiście, są pojedyncze odstępstwa od powyższych standardów (czy raczej ich braku), ale to za mało, aby zaspokoić rozwojowe potrzeby całego rynku.

Rezultat będzie taki, iż zamiast iść ku górze, ku obopólnemu rozwojowi zarówno konwentów, jak i stoisk – ciągle drepczemy w miejscu. Powoli jeden za drugim odpadną wystawcy, pozamykają swoje biznesiki, a stracą na tym wszyscy mangowcy. Zresztą już tracą. Bardzo wielu z nich narzeka na zbyt wysokie ceny na konwentach. Ale jak mają nie być wysokie skoro za ławki, wieszaki, nadbudowy, zabudowy (dobrze, że jeszcze nie trzeba płacić za zużycie powietrza) trzeba zapłacić jak za zboże? Ekonomia jest nieubłagana. Skoro stoisko kosztuje dużo, to i ceny będą większe. A cierpi na tym przeciętny klient – mangowiec.

Co zatem powinniśmy zrobić? Zastrajkować? Nie przyjechać na jedną imprezę i liczyć, że organizatorzy się opanują? Usiąść wspólnie do stołu i ustalić wspólne zasady, przy nie spełnieniu których omijamy konwent z daleka? To pytanie kieruje do wystawców, ale nie tylko. Jestem otwarty na koncepcje. Myślę, że wszyscy doszliśmy już do takiego stanu zgorzknienia i niechęci do obecnych warunków, że albo coś z tym zrobimy, albo możemy się szykować na powolne wymieranie w dobie kryzysu.

Jan Godwod

Udostępnij
Dodaj komentarz
Widok komentarzy: chronologiczny / wątki
Moderacja: pokaż / ukryj
RE: Po drugiej stronie barykady
Popełnił: Guru (83.238.228.???); Popełniono: 2013-03-10 13:19:43
Niestety nie mogę się zgodzić z takim postrzeganiem problemu. Rozumiem stronę wydawców, ale w tej kwestii, w kwestii konwentów, stoisko sklepowe jest dodatkiem i nie powinno domagać się traktowania na równi z organizatorami, a takie odniosłem wrażenie po przeczytaniu artykułu. W kwestii handlowej to warunki powinny być jak w każdym innym biznesie( być może niższe stawki, być może inne podejście do organizacji). Akceptowalne obustronnie - najlepsza metoda weryfikacji.
RE: Po drugiej stronie barykady
Popełnił: Der (83.29.35.???); Popełniono: 2013-03-10 13:20:38
Cześć Yanku i całe Otaku.

Tutaj Der z B-Teamu. Piszę ponieważ przeczytałem powyższy tekst i odbieram go jako ciekawy i dający do myślenia, a że mam trochę wspólnego z organizowaniem konwentów to się wypowiem.

Pierwsza prawda jest taka, że każdy człowiek ma swoją rację. Każda grupa tak samo. Teraz usłyszałem prawdę giganta polskiej sprzedaży mangowej (a dla mnie jednego z największych stoisk, jak przyjeżdżają do mnie na konwenty). Gdybym wysłuchał twórców atrakcji, helperów, uczestników starszych, uczestników młodszych, rodziców, prowadzących sale atrakcyjne... to każda grupa by miała swoje racje dotyczące tego jak konwent powinien wyglądać i te poglądy albo będą się różnić, albo uciekną do nieistniejącej utopii.

Fragment, który był dla mnie najbardziej poruszający w Twojej wypowiedzi to kwestia "macoszego traktowania wystawców przez organizatorów". Ja jestem względnie młodym organizatorem, bo przecież raptem od 2009, ale wiem, że w B-Teamie stoiska wyglądały niemal zawsze tak, jak ogarnęła je osoba za nie odpowiedzialna. Odgórnie mogliśmy ustalić cenę i ewentualne rozmieszczenie stoisk. Dogadanie się z wystawcami zostawało raczej w rękach osoby za nich odpowiedzialnej.

Nie pisząc szalonego referatu, bo nie umiem podam w podpunktach wyniki moich przemyśleń:
-jako organizator nie zarabiam na konwencie w przeciwieństwie do Was, a to z automatu czasem sprawia, że wiele spraw się rozwiązuje, byle je tylko zrobić, ponieważ nie mam czasu ani siły ogarnąć poważnie każdy detal takiej imprezy robionej jednak fanowsko
-zdecydowanie się przyjrzę rozstawianiu wystawców w tym roku na B-5 jeżeli będę miał ku temu dostęp, zobaczymy czy poprawa stosunków wystawca-organiazacja jest taka realna, jak piszesz
-wychowałem się w przekonaniu, że "wystawca" to problem, chociaż jesteście jedną z najważniejszych atrakcji każdego konwentu - zazwyczaj dogadanie 15-20 wystawców to jest jakiś problem, bo w końcu przychodzi do płacenia za stoliki/dawania nagród. Pamiętam, że się zraziłem, kiedy stoiska rzuciły nam na którymś B-conie jakieś bibeloty "o wartości", a my byśmy chcieli coś fajniejszego dać uczestnikom... potem zaczęliśmy zbierać tylko w formie pieniężnej z nielicznymi odstępami i chodzić kupić nagrody, tam gdzie uznajemy za słuszne. Przeciętny org robi w roku 1-2 konwenty. Wy odwiedzacie konwentów zazwyczaj naście. Czy nie macie wypracowanej jakiejś lepszej formy współpracy, abyśmy mogli otrzymać od Was fajne rzeczy na nagrody? I piszę to Yanku nie do Was tylko do wszystkich. Może jestem w błędzie, a stoiskami nigdy się nie zajmowałem bezpośrednio. Wiem jednak czemu padł nacisk na przyjmowanie kasy... bo jak się za najem stolików dostawało gadżety, to spływała masa badziewia.
-Może jestem w błędzie, ale słyszałem też masę o "niesnaskach" wystawców. Handlowcy, biznes - rozumiem, tak być musi. Ale mi te niesnaski nie są potrzebne. Pamiętam nalot skarbówki na B-3ginning. Trafiło na mnie. Nie wierzę, że od tak sobie tam przyszłi, przyjrzeć się imprezie. Jeżeli to była akcja któregoś ze stoisk, no to gratuluję.

-Ja po tym tekście na pewno spróbuję polepszyć współpracę stoisk i organizatorów przynajmniej na swoich konwentach, jeżeli je będę prowadził. Na ile sił i czasu wystarczy. Zawsze gdzieś jest "po drugiej stronie barykady" i chodzi o to, abyśmy się przy najmniejszym koszcie spotkali zgodnie po środku. Dla mnie o dziwo są ważniejsze rzeczy przy organizowaniu konwentu niż stoiska. Może kiedyś będzie musiało być inaczej, może już powinno - ale póki co jest jak jest.

Szczerze i serdecznie pozdrawiam.
Marek "Der" Chwałek
B-Teamowiec.
RE: RE: Po drugiej stronie barykadyNumer klienta: 14
Popełnił: Naq (89.76.207.???); Popełniono: 2013-03-10 14:21:11
Jeśli chodzi o dawanie nagród/płacenie w gotówce - wydaje mi się, że to kwestia zaufania. Podam to na naszym przykładzie. Jeździmy bardzo często na konwenty, często tych samych organizacji, więc nie dam orgowi badziewia, bo w końcu za rok/pół roku znowu się zobaczymy i wtedy będzie klops. Wiem, że nasza współpraca jest długofalowa, więc wyskakiwanie z badziewiem w stylu "och och uda mi się zaoszczędzić" jest dla mnie szczeniackie i nieprofesjonalne. Za dawnych czasów, kiedy dawało się nagrody (teraz w większości wypadków płaci się jednak gotówką) zawsze dawaliśmy je wg schematu: trochę małych (na nagrody pocieszenia), trochę dużych (na pierwsze miejsca), w 80% ze znanych serii. Mogliśmy też dogadać się z orgami, że zamiast dużej ilości tańszych rzeczy chcą mega wypaśną i drogą figurkę, bo np. potrzebują na nagrodę za cosplay coś "mega ekstra". Jak dla mnie kwestia nagród, umiejscowienia, płatności - wszystkiego jest do ustalenia. Bo zawsze jest coś co konwent by chciał, a wystawca mógł zrobić (patrz propozycja smyczek i grafik wspomniana w tekście Yanka), a obie strony byłyby zadowolone. Problem w tym, że to obie strony muszą chcieć, a nie tylko jedna. Bo my, jako wystawcy, naprawdę jesteśmy bardzo elastyczni (skoro prowadzimy biznes to musimy być) i dogadanie się z nami jest proste.
RE: RE: Po drugiej stronie barykadyNumer klienta: 1
Popełnił: Yanek (89.76.207.???); Popełniono: 2013-03-10 14:27:08
"Dla mnie o dziwo są ważniejsze rzeczy przy organizowaniu konwentu niż stoiska." - właśnie to chcemy zmienić. Stoiska traktowane są jak zło konieczne, a przy odrobinie wysiłku ze strony organizatorów, odrobinie woli współpracy ze strony stoisk można już robić cuda. Przy którychś pierwszych B mieliśmy z wami hardkorowe przejścia bo człowiek, który zajmował się stoiskami wogóle nie starał się zrozumieć naszych racji. Podczas B w Solvayu gdy mieliśmy premierę Hetalii opowiadano nam, że nie będzie miejsca to przyjechałem z jedną paczką książek, żeby tylko być. Okazało się że miejsca było od metra, nie było stołów. Jeśli ktoś by się skomunikował - to stołów bym przywiózł choćby i 30ści jeszcze dla innych wystawców. Liczę na to, że po tym tekście dużo się zmieni zarówno z strony wystawców jak i organizatorów.
RE: (...) RE: Po drugiej stronie barykadyNumer klienta: 14
Popełnił: Naq (89.76.207.???); Popełniono: 2013-03-10 14:59:54
Za pierwszym razem nie mogliśmy doprosić się o numer telefonu do osoby od stoisk i zamiast ustalić wszystkie szczegóły w jednej, 20-minutowej rozmowie, pisaliśmy do siebie maile chyba przez 1,5 miesiąca a i tak dużo spraw było nie dogadane.
RE: RE: (...) RE: Po drugiej stronie barykady
Popełnił: Der (83.29.35.???); Popełniono: 2013-03-10 17:12:50
Uhm. Cóż. To zabrzmi jak wybieg polityczny, ale jeżeli poprowadzę B5 to na pewno postaram się przyjrzeć procesowi współpracy bliżej. Dużo zależy od odpowiedzialnej za stoiska osoby. W samym B-Teamie na 7 konwentów chyba musieliście pracowac z Psiaqiem, Naomi, Kabu, Ren i Kolarzem. Nic to. Pomyślimy. To dobry tekst, jakkolwiek jest on tylko jedną stroną barykady.
RE: (...) RE: Po drugiej stronie barykady
Popełnił: Laureanne (95.160.204.???); Popełniono: 2013-03-11 00:54:56
Z mojej strony : ja do Yatty jako wystawcy nic nie mam. Ba, cenie sobie to, ze dostaje rozpiske jakie sa ceny itemow jakie przekazywane sa na nagrody - wtedy wiem, na ile punkow wycenic dana rzecz. Dodatkowo, nie daja "szmelcow" i dziwnych "fanmadow" ktore czesto w rekach sie rozwalaja...

Jako organizator, moge stwierdzic od kogo moge wziac w towarze, a od kogo nie. Najwiecej rogbia problemow 'sezonowe' stosika, ktorych jest wysyp na wakacje. Powiem wiecej, jako jedyny chyba robilismy wejsciowki na stoiska w zaleznsoci od lawek i ew mozliwosc kupienia jakis dodatkowych taniej rowniez dla praconikow. W tym roku to ostro przemyslimy. Mialam az 3(!) przypadki, ze stoiska 'jednostolikowe' braly 2 wejsciowki plus 3-4 dodatkowe dla dodatkowych pracownikow... Oczywiscie nie byly one dla 'pracownikow' ale mozliwoscia wzjadu znajomych za polowe ceny. Stoiska stale, nie robia zadnych problemow. Moga obnizyc ceny na towary jak sie dokupuje nagrody!

Osobiscie NIGDY nie uwazalam wystawcow za zlo konieczne. Dlaczego? Bo Wroclaw jest duzy, ale jakos i Komiksiarnia i Komikslandia ( za przeproszeniem, mialy tak chujowe miejsca na sklepy, ze masakra ) szybko stad zniknely. Nie mamy sklepow, gdzie mozna pojsc i kupic sobie przypinek (Oky Doky zniknelo tez ; A ; ) jak w Krakowie, Poznaniu czy Warszawie. Wroclawski fandom potrzebuje takiego miejsca, a ze nie ma - konwenty musza dac im wszystko czego im trzeba! Ba, uwazam, ze duza ilosc nie tylko wysatwcow, ale roznorakich towarow podnosi renome konwentu, dlatego tez zawsze staram sie sciagac nowe sklepy i walczylam o nie, zajmujac sie nimi osobiscie.

Co wywoluje u mnie agresora przy wspolpracy ze stoiskami? Przypominanie na 3 dni przed konwentem, o tym, ze mieli doslac liste osob przyjezdzajacych, telefonowanie do mnie o 2 w nocy czy prosby o oddzwonienie w sprawie stoiska.

Dodam cos od siebie. Zaprzyjazniony sklep (nie podam nazwy, nie bede robic chamskiej reklamy, bo nie o to chodzi) poprosil mnie 2 razy o pojechanie za niego z rzeczmai na konwent, wiec wiem, jak to jest byc "po drugiej stronie barykady". I wiem, ze znaczny wplyw na to, czy stoisku jest dobrze na konie czy nie, ma osoba, ktora sie nimi zajmuje. Podam przyklad "pewnego Wroclawskiego konwentu", gdzie stoiska nie wiedziec czemu, rozkaldal Armand od Krakonu i to o 5 rano (mimo, ze mialy byc o 22 gotowe) tylko dlatego, ze wysatwcy juz sie zjerzdzali i nie mieli gdzie rozloyc... Dodam, ze sam mam na mysli totalnie sam. Kazda lawke sam targal. Ustawial Jacera pod filarem, bo nie wiedzial, ze ten musi powiesic koszulki. Seiya nie miala by dostepu do pradu itp ( To wazne wiedziec, jakie kto ma stoisko i potrzeby, zwalszcza przy stalych wysatwcach. U nas na pietrze dla wysatwcow, nawet wielki pomnik mozna wykorzystac na ich korzysc - normlanie kazdmu by przeszkadzal, ale zurzytkowalam jako zabezpieczenie przymierzalni VKei, za co wlascicielka bardzo podzierkowala, bo to zmniejszalo szanse, by sie przewrocilo cos, czy by ktos cos tam zagladal itp. ) . Zlitowalam sie i mu pomoglam. Nawet staralam sie zadbac o to, by stoiska z takim samym towarem nie staly kolo siebie. Nasza czesc pietra rozstawilam sama - wszystkie stoiska, nie tylko nasze. Fakt, ze prosilismy o prad dokladnie 8h i szef helperow ciagle mowil 'chill out, jeszcze jest czas' byl mega irytujacy, wiec postaralismy sie o niego sami, co skwitowal owy koordynator 'i trzeba bylo tyle krzyczec?'. Dodam, ze organizatorami za to udalo sie ladnie dogadac, ze mamy regal i stoja na nim prywatne rzeczy, by sie po ziemi nie poniewieraly itp. Nikt za niego nie chcial pieniedzy, czego nie moge powiedziec o japaniconie... Odmierzono nam regal o wysokosci 140cm, czyli nie wysatjacy o metr nad lawke, co widac golym okiem... Co do 'nadstawek' - naliczanie sobie za nie jest mega nie fair. Fakt, ze powinno sie to zgalszac ( magcziny Combinat ze swoimi regalami zastaiwajcymi pol korytarza zdobyl moje serce
RE: RE: (...) RE: Po drugiej stronie barykady
Popełnił: Laureanne (95.160.204.???); Popełniono: 2013-03-11 01:09:28
Ucielo...

i lozko z materacem powialilo mnie na kolana). Uwazam, ze powinno sie zgalszac nadstawki i dostawki, by mozna bylo zarzadzic jakos miejscem, by nie zaslanialo sasiadow lub swiatla. Ba, mozna pozliczc za kazdy rozpoczet metr2. Dlaczego ktos ma placic podwojnie np za wlasny wieszac z koszulkami czy innymi rzeczami? Dobrym przykaldem bylby Salon miecza i ich stojak na miecze.

Konwenty tez moga byc bardzo nie fair. Kolega prowadzi grupe zajmuajca sie retrogamingiem i dostal oferte sponsorska od nieslawnego jzu tejconu, gdzie autor GWARANTOWAL 2500 osob na konwnecie. nie wiem czy Miohi na magni moze teraz tyle gwarantowac... Mnie osobiscie na Love teraz ubodl fakt zrywania plakatow mojego konwentu. dlaczego? Bo lamiemy regulamin konwnetu. Nie, bo nie ma tam zapisu ze nie mozna wieszac plakatow. Zapis jest ten w regulamienie wysatwcow, ktory notabene mnie nie interesuje. Dlaczego Miohi, ktore tez jest wysatwca, nie zalezy by jadac na jakis kon bylo tam mase potencjalnych klientow? Jakos Salon Miecza, sam prosil mnie o plakat do powieszenia u siebie w sklepie stacjoantrnym na 5 miesiecy przed impreza! Co jeszcze mnie wkurza? Brak rozmairow laweczek. Niby nic, ale jednak.

Dodam, ze tez miewalam problemy z wysatwcami (dzieluje zwlaszcza Seiyii) za wsatwienie sie za mna podczas ostatniego niuconu.

//sory za literowki, mam migrene-morderce...
RE: (...) RE: Po drugiej stronie barykady
Popełnił: Laureanne (95.160.204.???); Popełniono: 2013-03-11 01:12:57
Jeszcze cos :

Nie bede wskazywac palcem, ale pewien konwent napisal wysatwcom, ze sprzedawl 900 wejsciowek, a na konwent przyszlo niespelna 400 osob. Rozumiem, ze reszta dofinansowal organizatorow, z dobroci serca? Nie wiem po co klamac - to widac i przeklada sie na zysk wystrawcow. Po pewnym kiepskim konwnecie widzialam wielkeigo faceta (dodam, ze nie Yanka :D ) placzacego za szkola, jak sie juz wszyscy zwijali. Smutne, ale prawdziwe.
RE: RE: (...) RE: Po drugiej stronie barykady
Popełnił: Laureanne (95.160.204.???); Popełniono: 2013-03-11 10:48:03
Po przemysleniu, sa jeszcze sytuacje, ktore nie powinny miec miejsca :
- wyliczanie krzesel przy stoiskach, np. gdy jest 4 wystawcow, a sie chce np 5 krzeselek.
- Stoly do rozdzielania stoisk ( nie wszystkie sie lubia ) nie powinny byc z tych, za ktore stoisko placi
- Plucie na stoiska innych wystawcow, wlasnie przez wystawce
- przekladanie karteczek z nazwa stoiska, na inne, gorsze miejsce, a potem rzniecie glupa, ze sie tutaj stalo

Z przypomnianych sobie sytuacji: na ostatnim konwnecie, odebralam X maili z informacja, ze stoisko Y nie przyjedzie jesli bedzie stoisko Z. I prosta kalkulacja : wynajac 14 stolow, czy 8, skoro nie chca one jednego duzego stoiska? Nie chodzi bynajmniej o towar, ale o zachowanie sprzedawcy, ktore jest cinajmniej niesmaczne i uwlaczajace.
RE: Po drugiej stronie barykady
Popełnił: Geru (83.22.155.???); Popełniono: 2013-03-11 21:25:21
odpowiedziałem na facebooku ale i odpowiem tutaj
a może coś z innej beczki: może podejście orgów do wystawców jest takie a nie inne bo część z nich zachowuje się jak nie wiadomo jakie gwiazdy i mają wygórowane oczekiwania... Janek ma w 100% racje, że wystawcy napędzają konwenty, wiele osób jedzie specjalnie po to aby kupić coś na tym jednym konkretnym stoisku bo tylko dany wystawca to ma itp. itd. Ale drodzy wystawcy (nie kieruję tego do wszystkich bo nie ma jednej reguły) trochę zrozumienia!!! nie da sie wszystkim dogodzić i zawsze ktoś będzie niezadowolony, ale sami tez potraficie doprowadzić organizatorów do białej gorączki... Posłużę się jednym przykładem, który zapadł mi w pamięci. Zeszłoroczny Magnificon eXpo, sobota, stoję sobie w kolejce po identa wystawcy razem ze mną stoi kilka osób po czym wchodzi Pan Prezes Janek omija stoliki akredytacji w przed schodami zdejmuje okulary i krzyczy aby identy przynieść mu na stoisko... Noż kurwa może Jaśnie Pan jeszcze życzył by sobie kawę oraz ciasteczko do tego??? To ma być podejście wystawcy przyjeżdżającego sprzedać swój towar? Jak dla mnie to własnie takie podejście powoduje niechęć organizatorów... Ktos powie że nie mam racji. Spoko niech tak mówi ale w tej kwestii mam pewne doświadczenie ponieważ moja żona prowadzi firmę zajmująca się zabudową różnego rodzaju targów oraz praca w biurze targów w czasie dość potężnej imprezy odbywającej się dwa razy do roku ja natomiast obsługa techniczną i nigdy nie spotkałem się z takim podejściem jakie zaprezentował Janek na Magni... Nie ważne czy ma się stoisko na 1m2 czy na 40m2 należy samemu ruszyć dupe do punktu informacyjnego i odznaczyć się na liście. A jeśli samemu się nie chce to przecież opłaca się pracowników jak to zostało wymienione w artykule żeby oni załatwili takie kwestie.
Reasumując jak wystawcy orgom tak orgowie wystawcom.