Errata do Locoroco
Dodany przez: Yanek - 2007-06-09 22:25:19 - 10695 unikalnych wyświetleń;
Właśnie przeglądałem najnowszy numer Otaku gdy nagle spadłem ze stołka... z ostatecznej wersji tekstu o grze LocoRoco zapomniałem wyciąć przypisu korektorskiego "[dziewczyny sprawdźcie odmianę]"... cały zawstydzony umieszczam poprawną wersję tekstu na stronie:
- Zatem jest pan planetą?
- Tak, panie doktorze. Ratuję moich mieszkańców...
- Mieszkańców?
- Tak, tak! Jestem domem dla wielu przyjaznych stworzonek, takich jak LocoRoco. Są przeurocze, okrągłe, a od ich piosenek bije niesłychanie pozytywna energia. Moim ulubionym jest ten żółty, ale są też czarne, czerwone, różowe, fioletowe, zielone... i wszystkie są przeurocze. Wspominałem już o tym? Cudowne, wesołe i okrągłe... niesłychanie plastyczne. A jak śpiewają! Panie doktorze! To trzeba usłyszeć! Każdy kolor ma własną piosenkę. Tutaj też, najmilsza dla ucha wydaje się ta, wykonywana przez żółtego. Ale każdy ma własny gust...
- Proszę mówić dalej.
- LocoRoco to śmieszny gatunek – kiedy zjedzą takie fajne, czerwonawe kwiatki, wykwitające w najdziwniejszych miejscach, rosną – znaczy hm... można by powiedzieć, że rodzą się w kapuście – zjadają kwiatek i nagle psiu bziu jest jeden więcej. Może nie wyjaśniłem dostatecznie dobrze. Proszę wyobrazić sobie całe stadko tych rozśpiewanych kuleczek – i one nagle łączą się w jednego wielkiego, spasionego LocoRoco. Niesamowity widok! Potem, w każdej chwili mogą się z powrotem rozdzielić, by przejść przez rozpadlinę lub wąski tunel – doprawdy niesamowite.
- Kulki? Przejść?
- No tak... Zasadniczo one tak same z siebie to raczej niemrawo się ruszają – to ja muszę ich trochę na boczki pogibać.
- Pogibać?
- No tak! Bo ja jestem planetą, nie? Więc się przechylam... raz w lewo, raz w prawo – a te małe kulki się wtedy turlają z lewa na prawo i z powrotem. Ubaw po pachy, mówię panu. Jeśli chcę, mogę też delikatnie sobą potrząsnąć i wtedy LocoRoco wyskakują w powietrze. Niezwykle przydatna sprawa jeśli trzeba ominąć przeszkodę, ostre kolce lub zjeść fruwające muszki Pickori. Nie mówię już o odnajdywaniu tajemniczych komnat, w których kryją się Mui Mui – najlepsi przyjaciele LocoRoco. Małe kulki mogą też natrafić na innych śpiących przyjaciół: chmurki, księżyc, słoneczko, glizdki i inne, zamieszkujące mnie stworki – dostają wtedy w nagrodę kolejne elementy, w które mogą wyposażyć swój domek. Spotkani Mui Mui trafiają do niego i zabawiają LocoRoki nowymi piosenkami i mini-grami, takimi jak „Dźwig Mui Mui” czy „Chuppa Chuppa”.
- A po co to wszystko?
- Któregoś dnia meteoryt przyniósł na moją powierzchnię paskudne, czarne Moja. Te latające paskudztwa, razem z kolcami Burr, stanowią śmiertelne zagrożenie dla moich LocoRoco. Więc postanowiłem pomóc maleństwom w odparciu inwazji i w tym celu prowadzę je krok po kroku przez pięć krain, w których rozprzestrzeniły się paskudne Moja. Każda z nich składa się z dziesięciu, tematycznie różnych obszarów i tak, małe LocoRoco muszą zmagać się ze śniegowymi polami, dżunglą, tropikiem, a nawet zostają pożarte przez wielkie stworzenia, jak żaba, wąż czy nawet wieloryb. Oczywiście, później zawsze możemy się wrócić i przetrząsnąć dany obszar aż maleństwa nie spotkają wszystkich znajomych i nie zbiorą wszystkich muszek Pickori.
- I co dalej?
- Zasadniczo nic, panie doktorze. Sprzedałem prawa licencyjne do mojej historii niezwykle zaradnym japończykom, panom Tsutomu Kōno i Keigo Tsuchiyi. Oni zmontowali na jej podstawie wciągającą i prześliczną graficznie grę na konsolę PlayStation Portable (PSP). Piosenki śpiewane przez moje LocoRoco ukazały się nawet w formie soundtracku i są naprawdę świetne. Jedynym gry minusem jest to, że mimo słodyczy i uroczego charakteru, gameplay w pewnym momencie staje się niemiłosiernie nudny – twórcom zabrakło weny i epizody z 4-5 świata nie są tak odkrywcze i emocjonujące jak mogłyby być... Choć być może to tylko moje wrażenie po kilku godzinach gry dziennie – zwykłe znudzenie materiału? Kto wie?
- Ja nie mam zielonego pojęcia, panie planeta, lecz minęła już godzina, proszę zejść z kozetki, następny pacjent czeka...
Aż mam chęć walić głową w ścianę bo już myślałem że udało się zmontować perfekcyjny numer...
Udostępnij |